poniedziałek, 19 grudnia 2016

Mondeo 2.0 w Dreznie

Zgłosił się do mnie klient, który znalazł w Dreźnie Forda Mondeo z benzynowym silnikiem 2.0. Auto było oferowane przez handlarza za 3999€. Mój klient dzwonił do handlarza dzień wcześniej i dopytywał o numer nadwozia i inne.




Na jego zlecenie podjechałem obejrzeć. Od początku było wiadomo, że jest to jakiś turek, a na miejscu wszystko się potwierdziło - klasyczna mordownia z biurem w kontenerze, wokół wysypany żwir i gęsto ustawione samochody, które najprawdopodobniej klienta w Niemczech już nie znajdą. A więc eksport.

Dostałem kluczyki, obejrzałem, niby wszystko ok, ale było pare kwestii do dalszej opieki. W każdym razie w książce samochodu był wpisany pierwszy numer rejestracyjny z dalekiego powiatu spod granicy z Francją, ten sam numer na "ekologicznej" naklejce na przedniej szybie. Było więc jasne, że auto jest z 1. ręki z bogatego regionu. A więc dobra nasza.

Ale pomiar lakieru wykazał malowanie prawa przód, błotnik, drzwi, maska. Grubość na poziomie 260 mikrometrów, w porównaniu do 90-160 w innych miejscach. Prowadzenie było gumowe, trochę ściągał na lewo, huczało łożysko.

Teraz najciekawsze: zapytałem o elastyczność cenową. Ku mojemu zdziwieniu handlarz stwierdził, że jak na eksport to na dzień dobry opuści cenę do 3500€. To aż 500€!! Następnie dodał: "nie wiem jaki macie układ, ale przekaż swojemu znajomemu, że opuściłem do 3700€, 200€ będzie dla Ciebie jeśli kupi". Jeśli jeszcze miałem jakieś złudzenia co do uczciwości tego gościa, teraz je straciłem bezpowrotnie.

W kanciapie były do wglądu dokumenty, ale nie mogłem ich dla klienta sfotografować - "ochrona danych" - pitu pitu. Co mogłem to sobie spisałem, a książkę serwisową, która leżała w schowku, wcześniej dla klienta sfilmowałem, jak cały samochód. Więc miałem już imię i nazwisko oraz przybliżony adres pierwszego (i jedynego) właściciela. To była 1/4 sukcesu. Pełny sukces byłby, gdyby:
- udało się odnaleźć jakiś kontakt do niego;
- gdyby udało się z nim jak najszybciej połączyć, w końcu klient za chwilę ma pociąg z Warszawy do Drezna i chce coś wiedzieć;
- gdyby w ogóle chciał rozmawiać; w końcu ten samochód to dla niego już historia i po co mu jakieś problemy?
- byłoby wprost bosko, gdyby jeszcze powiedział, za ile oddał samochód handlarzowi.

Niewarygodne ale prawdziwe: przez internet znalazłem w jakiejś książce telefonicznej online jego numer KOMÓRKOWY! Zdarzało mi się wcześniej wielokrotnie namierzyć poprzedniego właściciela, ale nigdy nie było to tak proste. W dodatku ludzie z tamtego regionu (Badenia) są wyjątkowo pomocni i oddani, taki był też ten człowiek. Wyśpiewał wszystko, że mianowicie miał wypadek na skrzyżowaniu, że wpadł w dziure i urwał koło, poza tym nie miał z tym samochodem problemów a wszystkie naprawy były przeprowadzone w lokalnych porządnych punktach. Następnie zapytał, za ile auto jest teraz wystawione. Odpowiedziałem jak jest i postanowiłem kuć żelazo póki gorące:

     - pozwoli Pan, że teraz ja zapytam, za ile Pan go sprzedał?
     - nooooooooo, za 1500€. Ale jakby co, nic nie mówiłem!

Transakcję skutecznie odradziłem klientowi i na szybko przedstawiłem inne ciekawe propozycje. To oznacza, że nie przyjechał kupić, więc nie sprzedałem mu mojej usługi następnego dnia. Nie dostałem też doli od handlarza. Być może w sumie 300€ przeszło mi koło nosa. Ale jest mi z tym dobrze.